Adam Duraziński

Zdjęcie Pana Adama obiegło ostatnio cały wrocławski internet, wzbudzając wielkie poruszenie. Krawiec, który ma ponad 90 lat i nadal jest aktywny w zawodzie to faktycznie coś niesamowitego! Postanowiliśmy udać się do jego zakładu, który mieści się w pawilonach przy ulicy Sokolniczej i zapytać o jego początki pracy w tym rzemiośle.

Trudne początki

– To były czasy okupacji. Ukończyłem Szkołę Podstawową- 6 klas w roku 1943. Ponieważ mieszkałem na wsi, rodzice mieli małe gospodarstwo. Było nas 7 osób, więc postanowiłem poszukać jakiegoś zajęcia, a że cztery kilometry od domu był krawiec, to tam chodziłem i uczyłem się zawodu. Nauka ta była jednak na niskim poziomie. Gdy wojna się skończyła, poszedłem do Radomia, to było już dosyć duże miasto, uczyłem się tam fachu do roku 1948. Wówczas nastąpił kryzys w naszym zawodzie i nie było już tam dla mnie miejsca. Odbywała się wtedy wystawa we Wrocławiu, na którą przyjechałem wraz z kolegą, miałem wtedy z 18 lat. Ten kolega miał brata, który uczył się w szkole na ulicy Kolejowej, byli bardzo do siebie podobni, więc wziął legitymacje brata i przejechał bezpłatnie, a ja pamiętam – kupiłem ten bilet. On wieczorem odjechał, a ja zacząłem szukać pracy. Znalazłem ją u takiego starszego pana, który powiedział, że przyjmie takiego młodzieńca jak ja. Nocowałem wtedy na dworcu. Gdy tak spałem podeszła do mnie Straż Kolejowa i zapytała się, co ja tutaj robię, odpowiedziałem, że jadę do Radomia, ale oni nie pozwolili mi czekać tyle godzin ani też spać, więc o godzinie 12 w nocy zacząłem spacerować brzegiem Odry i tak chodziłem aż do rana. Kiedy wróciłem do domu, to powiedziałem mamie, że muszę jechać do Wrocławia, ponieważ będę miał tam pracę. Jadąc do Wrocławia miałem ze sobą tylko worek soli, w który mama zapakowała kilka koszul. Znalazłem tutaj mieszkanie, a raczej kącik. Przez miesiąc zarabiałem 6000 zł, a za mieszkanie płaciłem 4000 zł, jednak razem ze śniadaniem i kolacją. I tak mieszkałem do 1950 r. Później poszedłem do wojska na 3 lata, a jak wróciłem, to znów zaczynałem wszystko od zera. Ponownie nastał kryzys i nie było pracy w naszym zawodzie. Zatrudniłem się u bardzo porządnego człowieka, który był Żydem i miał pracownie we Wrocławiu. Był bardzo dobrym człowiekiem. W tamtym czasie było dużo biedaków, chodzili po podwórku, śpiewali pieśni kościelne, a on otwierał okno i każdemu coś dawał.

W roku 1957 uciekł z Polski, podobno dostał papiery do Francji, na zaproszenie oczywiście. Jego żona już wcześniej tam wyjechała, miała tam brata. Gdy dostał zaproszenie, to ja już u niego pracowałem. Odkupiłem więc od niego to mieszkanie i otworzyłem pracownie na siebie. Jednak to nie była pracownia pod moim nazwiskiem, lecz nazwiskiem tego właściciela, w administracji nawet mówili, że zapiszą na mnie to mieszkanie, bo przecież on nigdy już nie wróci. I nie wrócił. A ja tylko płaciłem na siebie, ale przydziału nigdy do końca nie miałem.

Takie były to więc początki.

W Radomiu poznałem żonę, pobraliśmy się. Wróciłem do Wrocławia i od 1957 roku prowadzę ten zakład.

Zdjęcie przedstawia Pana Adama w pracy.

Branża krawiecka

– Do roku 1985 roku szyto jeszcze ubrania, a więc pracy było bardzo dużo, przeważnie Ci zamożniejsi brali ubrania na miarę. Było to cenione ze względu na ładne wykonanie czy tkaniny. Dzisiaj są profesjonalne maszyny i robi się to o wiele szybciej. Po roku 1990 we Wrocławiu było ponad 200 krawców. Obecnie jestem najstarszym krawcem w Polsce, takim stażem mogą pochwalić się jeszcze z dwa, trzy zakłady. Należałem również do był związku krawców, spotykaliśmy się, organizowaliśmy wycieczki oraz dużo się uczyliśmy. Było naprawdę ciekawie, a teraz wszystko się rozpadło, nie ma już nic, nie ma już nikogo. Mówią, że to jest w ogóle nieopłacalne i taki krawiec się nie utrzyma. Sam ZUS będzie kosztował 1500 zł a lokal 2000 zł, dodatkowo światło, gaz czy woda. Niemożliwe, aby się utrzymać. Najlepiej branża krawiecka rozwijała się w latach 60, kiedy to bardzo dobrze zarabialiśmy, wielu krawców dorobiło się nawet jakiegoś domu.

Garniturowe ciekawostki

Aby uszyć jednorzędowy garnitur potrzeba 50 godzin, dwurzędowy- 53 godziny, płaszcz męski- 48 godzin, marynarka – 39 godzin, spodnie to 11 godzin, płaszcz damski 43 godzin zaś uszycie spódnicy zajmuje 8 godzin.

Nie zawsze jednak jest tak, że coś się zrobi w 8 godzin i już koniec. Nieraz jest tak, że przychodzi kobieta, zamawia płaszcz i wszystko jest pięknie. Później są jeszcze jednak domiary. Na takie domiary przychodzi z mężem, czy z koleżanką i ta koleżanka mówi, że jak to, że taki kolor wybrała, że ją mąż do domu nie wpuści… To ja wtedy mówię proszę pani, jak jest wybierany fason albo kolor to proszę przyjść z mężem, a nie z koleżanką. Jak już rzecz jest wykonana, to nagle się nie podoba. I ta właśnie Pani zostawiła mnie z materiałem, który się nie sprzeda. Niestety takie wypadki zdarzały się często.

Różne metody na przestrzeni lat

– Moda ciągle się zmienia. Wówczas rzeczy, których się teraz używa, były zupełnie nieznane. Jak zaczynałem, to na wsi nie było prądu i węglem z pieca się brało i prasowało żelazkiem. Wszystko się zmieniło, unowocześniło. Teraz są maszyny komputerowe- ja oczywiście nie posiadam, jednak są teraz takie zakłady profesjonalne, że maszyna ma wszystko obliczone- ile centymetrów ma robić i tak to robi.

Zawód- krawiec

– Bardzo lubię ten zawód, od dziecka lubię pracować. Jestem zdrowy. Plan jest taki, że chciałbym pracować do końca. Wszystko lubię szyć. Oczywiście są rzeczy bardzo pracochłonne. Ludzie niestety tego nie doceniają… Raz jedna pani mówi, że chciałaby wymienić suwak od skafandra i że poczeka pół godziny, abym jej to wymienił. Więc oznajmiłem tej Pani, że daje tutaj na ten suwak dwie godziny…

Ludzie nie doceniają tej pracy, ile trudu nas to kosztuje i godzin pracy. Miałem też przypadki, że garnitur uszyty i przychodzi taki znawca, który mówi mi- skrócić to, skrócić tamto. Jednak za to już nie zapłaci…

Mam też stałych klientów, dużo jest poprawek. Dużo też i takich nietypowych klientów zawita.

Raz przyszła taka pani z synem. Syn 50 lat. I on zamówił taki habit. Uszycie go wymagało dużego nakładu pracy. Bardzo się starałem. Gdy odbierał, zapytałem, kiedy święcenia, a on na to, że będzie występował jako Jacek Soplica i to tylko na jeden wieczór. A ja faktycznie myślałem, że idzie do zakonu.

Chciałbym, aby to rzemiosło się rozwijało, aby krawiectwo nawzajem się dokształcało, aby nadal organizowali wycieczki – jak za starych dobrych czasów.

Wywiad przeprowadził: Mateusz Kasprzak