Erazm Humienny

Erazm Humienny jest wrocławskim działaczem opozycyjnym. Represjonowany przez służbę bezpieczeństwa musiał uciekać do Gdańska. Działał na rzecz zastępczej służby wojskowej, stojąc na czele stowarzyszenia Objektor. Był kierownikiem schroniska Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta oraz kierownikiem domu opieki Fundacji Przywrócić Nadzieję. W 1996 roku założył stowarzyszenie Ludzie Ludziom, w którym pomaga osobom po wyrokach wychodzić z bezdomności. Opracował swój własny system, polegający na usamodzielnianiu się i budowaniu własnej wartości u osób, które przebywają w jego domu społecznym. Wyróżniony tytułem Społecznika roku 2000, Srebrnym Krzyżem Zasługi oraz Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski w 2011 roku.

Naszą rozmowę przeprowadziliśmy podczas rozkwitu pandemii.

Jak sobie teraz radzicie?

– Niech Pan lepiej nie pyta (śmiech)! W naszym ośrodku przewija się bardzo dużo osób, działamy jako stowarzyszenie i dom socjalny dla mężczyzn po zakładach karnych. Prowadzimy również prace społecznie użyteczne, gdzie osoby, którym grozi kara więzienia, wykonują prace na rzecz społeczeństwa. W skali roku jest to ponad 1000-1200 osób, które przewija się przez nasz ośrodek, a warto zaznaczyć, że niektórzy wracają tu po kilka razy ! Obserwowaliśmy sytuację, która działa się na świecie i dzięki temu wcześniej zrobiliśmy zapasy, ale kupiliśmy 300 maseczek i okazało się, że to bardzo szybko zeszło. Ogólnie już ponad miesiąc siedzę w pracy i staram się nie wychodzić, żeby nie narażać innych, w końcu mam styczność z dużą ilością osób.

Czasami ciężko rozmawia mi się z moimi podopiecznymi, bo z jednej strony są to osoby, które były w ośrodkach zamkniętych i powinny dbać o czystość, a z drugiej strony trzeba im tłumaczyć pewne kwestie jak małym dzieciom. Tak jest na przykład z opuszczaniem budynku, umówiłem się z nimi, że mogą wychodzić tylko do pracy i nie mogą się szwendać po mieście, żeby pogadać ze znajomymi, a oni pytają się mnie, dlaczego ja mogę wychodzić? Więc tłumaczę im, że są pewne sprawy, które, aby załatwić, muszę opuścić nasz dom. Natomiast w ośrodku nigdy nam się nie nudzi, mamy taką swoją specjalną listę, rzeczy, które trzeba naprawić i powiedzmy sobie jasno – ona się nigdy nie kończy. Miałem plan naprawczy na przyszły rok, a wykonaliśmy wszystko w tym, także można powiedzieć, że nam się ta pandemia nawet przydała.

Czy ludzie Wam pomagają?

– Spotkaliśmy się z wieloma osobami, które nam chciały pomóc. Mamy tutaj na osiedlu (Różance) znajomą panią prokurator, która zadzwoniła do nas przejęta dramatycznymi apelami różnych organizacji w telewizji. Pytała troskliwie o to jak sobie radzimy. Tutaj chciałem jasno zaznaczyć, że jest mi głupio, kiedy słyszę te apele w mass mediach, gdzie błagają o pomoc. Ja się pytam, jak to jest, że pandemia trwa od tygodnia, a Wy już nic nie macie? Po prostu nie lubię takiego działania, bo według mnie jest to zwykłe naciąganie społeczeństwa! To nie jest tak, że nie mamy zapasów, a jeśli ktoś ich nie ma, to znaczy, że źle nimi gospodaruje.

Jak motywować do działania?

– Przez 30 lat uczę naszych Panów jednego, nie może być tak, że my tylko płaczemy, jak nam jest źle. My musimy być mężni, zdecydowani, żeby żyć odważnie i otwarcie. Swoim podopiecznym tłumaczę, że to właśnie od nich wszystko zależy. Oni muszą wiedzieć, że muszą stać prosto twarzą w twarz z rzeczywistością, a nie klęczeć i prosić o pomoc. Dlatego też po pracy mają dodatkowe obowiązki, jeśli, któryś z nich potrzebuje pomocy z naprawą albo Pani prosi o drobny remont, to jest to dodatkowy obowiązek, który sami wykonują. Zawsze staramy się odwrócić środek ciężkości z biorców na dawców. Tak, żeby nie czuć się ofiarami.

Jak wygląda kwestia żywienia?

– U nas dniówka żywieniowa wynosi 67 groszy, to kwota, którą dostajemy od miasta, Resztę musimy sami zdobyć. Współpracujemy z bratem Rafałem z jadłodajni przy ulicy Kasprowicza, gdzie codziennie możemy liczyć na 5-6 bochenków chleba. Czy to dużo? Nie, ale osoby, które pracują, mogą sobie przecież codziennie dokupić chlebek lub bułeczkę, jeśli potrzebują więcej. Nie załapaliśmy się na żywność typu mielonki i masło, którą dostarcza Unia Europejska z jednej bardzo prostej przyczyny. Moi podopieczni musieliby iść do MOPSu i zarejestrować się jako bezrobotni. Wszystkie swoje działania kieruję w odwrotną stronę! Celem jest, aby w ciągu tygodnia pobytu w naszym domu znaleźli sobie pracę.

Co muszą zrobić w pierwszej kolejności?

– Osoby, które chcą się do nas dostać, muszą, jeszcze będąc w zakładzie karnym napisać list, dlaczego chcą do nas przyjść. Ten list ma być napisany przez niego, a nie przez wychowawcę lub przez pisarza z kryminału. Nawet jeśli skorzystają z ich pomocy, szybko jest to weryfikowane u nas w ośrodku przy rejestracji. Paradoksalnie, jeśli okazuje się wtedy, że ten człowiek ma problemy z pisaniem, to pokazuje nam to, że trzeba z nim pracować również w inny sposób. Wprowadzając małą dygresję, chciałem tutaj dodać, że dopiero po kilku latach zobaczyłem jak ogromne, to rodzi problemy. Jeśli osoba ma problemy z alkoholem, to wysyłamy ją na terapię.

Często jednak było tak, że ludzie na nią nie docierali. Spotykałem ich później po następnych wyrokach, a z ich ust słyszałem tylko wymówki. Dopiero po jakimś czasie uzmysłowiłem sobie, że przecież tam trzeba pisać i czytać, a oni mają z tym problem. Wstydzą się, tego. Nie dość, że są dotknięci przez różne życiowe historie, które ich spotykały to, dochodzi kolejna forma represji. Dlatego łatwiej było im uciec.

Wracając do tematu, panowie mają pierwsze 3 dni, na ogarniecie się, czyli składanie wniosków o przydział mieszkania, rejestracja w urzędzie pracy, ale tylko po to, żeby być przez te kilka dni ubezpieczonym w razie czego. Po kilku dniach i tak będą już mieli pracę, ale wiadomo, licho nie śpi. Praca musi być legalna, nie akceptujemy pracy na czarno. Kiedy idą z meldunkiem, to pracodawca często pyta, co to jest za dom socjalny, w którym mieszkają. Wtedy im radzę, żeby mówili, że mieszkają w domku, przecież nie mają na czole napisane, że są bezdomnymi. Jest to duży plus, bo kiedy szli do pracy, a w meldunku mieli napisane schronisko, to wtedy byli źle traktowani. Dlaczego mają być skazani na starcie? To też buduję wartość człowieka.

Jakie są realia pierwszych kroków w powrocie do stabilizacji życiowej?

– Co prawda najgorszy jest ten pierwszy miesiąc, kiedy czekają na wypłatę, ale to też uczy, żeby nie wydawać pieniędzy na głupoty. Zazwyczaj mają jakieś drobne, które zarobili, pracując w kryminale, a na wolności muszą się nauczyć nimi zarządzać. Samo to, że pracowali w więzieniu, już jest ogromnym krokiem do przodu. Kiedyś, jeszcze przed tym programem ciężko im było podjąć się jakiegoś zajęcia, a teraz oni już w większości przyzwyczajeni są do pracy, dlatego też po wyjściu, łatwiej jest im podjąć jakieś zajęcie.

Niektórzy, dostają pracę w Amazonie, gdzie szczególnie w okresie zimowym, potrafią zarobić naprawdę duże pieniądze. Dzięki temu mogą wynająć sobie później mieszkanie i warto tutaj dodać, że 70% osób mieszka u nas krótko do 2-3 miesięcy. Na 3 miesiące pobytu podpisywany jest z nimi kontrakt na początku, bo zależy nam na tym, żeby te nie przyzwyczajali się do takiego stanu, kiedy mieszkanie w domu socjalnym traktuje się jako normalność. Kiedy ktoś mieszka pół roku albo rok to powiedzmy sobie szczerze, on już raczej z tej bezdomności nie wyjdzie. Oczywiście są pewne przypadki ludzi, którzy z powodu chorób nie mogą tego zrobić, ale staramy się, żeby takich przypadków było jak najmniej.

Ile trwa wyjście na prostą?

– Kiedyś spotkałem się z opinią specjalistów, według których proces readaptacji społecznej powinien trwać tyle, ile trwała izolacja.

Czyli oznacza to nie mniej nie więcej, że jak ktoś siedział 10 lat, to przez 10 lat ma się znowu adaptować?

– Rzeczywiście są takie miejsca, gdzie Ci ludzie mieszkają tam latami, ale to nie mój sposób działania, nie chcę przykładać ręki do produkcji bezdomnych. Muszę się przyznać, że kiedy pracowałem w schronisku brata Alberta, wyrzuciłem słowo POMAGAĆ z mojego słownika. My musimy wspierać te osoby, bo pomaganiem wyłączamy ich z chęci myślenia i samodzielności.

Kilka lat temu, bardzo modną stała się funkcja asystenta osoby bezdomnej. To już samo z siebie pokazuje, że te osoby bezdomne skazane są na czyjąś pomoc. U mnie w stowarzyszeniu, tego nie ma. Panowie muszą sami zadbać o swoje sprawy. Prosimy ich, aby napisali swój życiorys. Przychodzi im to ciężko, często są wtórnymi analfabetami, ale my stawiamy to na ich barkach. Mówimy im: „Spróbuj, napisz tak, jak potrafisz, a ja później usiądę koło Ciebie i poprawimy to razem, ale musisz to zrobić najpierw sam”. Próbują, zajmuje im to sporo czasu, ale na końcu pojawia się w ich oczach szczęście, kiedy przychodzą z gotowym tekstem, to nic, że w tym tekście jest pełno błędów, to nie ważne, najważniejsze jest to, że zrobili to sami.

Jakie są inicjatywy bezdomnych?

– Pamiętam marzenie jednego z panów, który chciał założyć misję humanitarną. Wtedy stworzyli zespół, ubrali się w garnitury i warto zaznaczyć, że tutaj nie trzeba było jakiś wielkich Unijnych projektów. To była ich inicjatywa. Ruszyli, szukając sponsorów, prosząc o wsparcie dla na przykład Polskiej szkoły pod Wilnem, na Litwie. Ludzie przekazywali im wtedy książki, komputery i inne rzeczy. Często powodowało to zdziwienie, jak łatwo jest nam załatwić coś dla kogoś innego, czego my nie możemy dla siebie dostać? To była też ważna lekcja.

Inne osoby występowały w różnych przedstawieniach, co też było niesamowite, jak ich odbierano. Co roku organizujemy też rzut atrybutem osoby bezdomnej – czyli reklamówką. Jest to świetna forma zabawy, która ma im również uświadomić jedno, że są tutaj po to, aby z tej bezdomności wyjść.

Wywiad przeprowadził: Sebastian Pękalski