Henryk Lubecki

Fryzjerem jestem już 27 lat z małą 2-letnią przerwą. Co prawda moja rodzina posiada tradycje fryzjerskie, ponieważ w tym zawodzie pracowała moja ciocia i siostra, ale to, że ja nim zostałem, nazywam przypadkiem. Można powiedzieć, że to palec Boży pokierował moim życiem.

Początki

– Miałem kolegę, którego mama miała salon fryzjerski. Chciała z niego zrobić fryzjera, ale nie chciała mieć go u siebie w zakładzie, dlatego wysłała go do swojego znajomego. Często go tam odwiedzałem, bo przychodziło tam dużo ludzi, można powiedzieć, że coś się działo! Pewnego dnia kumpel poinformował mnie, że jego szef szuka kolejnego pracownika, a on pomyślał właśnie o mnie. Zapytałem go-  Czy on oszalał? Ja, fryzjer?
Powiedział mi tylko „Choć spróbujesz, jak Ci się nie będzie podobać, to zrezygnujesz”.
No i ja zostałem fryzjerem, a on niestety nie.

Praktyki robiłem w przerwach między zajęciami w szkole u Pana Janusza Fiałkowskiego na ulicy Połanieckiej, a po nich musiałem ukończyć szkolenie w Izbie Rzemieślniczej we Wrocławiu, żeby zdobyć dyplom czeladnika. Pracowałem krótko w zakładzie fryzjerskim przy ulicy Bema, a później miałem przerwę. Wyjechałem do siostry do Niemiec, gdzie woziłem pizzę. Jeszcze wtedy były marki, także to dawne czasy. Jak wróciłem do Polski, to zacząłem pracować w salonie Laurent i jednocześnie studiowałem socjologię. Cały czas miałem w życiu nieco inny pomysł na siebie. Jednak los chciał inaczej.

Pierwszy zakład

– Prywatne lokale były bardzo drogie, trzeba było zapłacić za wysoki czynsz i do tego wykonać remont w środku, jednak natknąłem się na ogłoszenie wynajmu od miasta lokalu przy ulicy Przestrzennej, który był już trzykrotnie licytowany i nie było na niego chętnych. Z racji braku zainteresowania zastosowano promocję, w której metr wynajmu kosztował tylko 1 zł przez pierwsze 3 miesiące. To było ogromne ułatwienie dla osoby, która otwiera swój pierwszy zakład. Wygrałem ten przetarg i w ten sposób w 2007 roku powstał mój pierwszy zakład sieci PRESTIGE.

Otwarcie pierwszego zakładu zbiegło się z narodzinami mojej córki. Byłem wtedy między młotem a kowadłem. To był bardzo trudny etap w moim życiu. Z perspektywy czasu żałuje, że poświęciłem zbyt dużo czasu na pracę, a nie na dom. Niestety czasu nie cofnę. Może miało tak właśnie być, tym bardziej że robiłem to również dla nich.

Klienci

– Często klienci skarżą się na to, że fryzjer ich nie słucha. Ja mam do tego całkowicie inne podejście. Skoro klientka urodziła się z tymi włosami, codziennie o nie dba, to ona najlepiej wie, czego oczekuje. Wbrew pozorom nie jest to powszechna umiejętność.
Praca z ludźmi zasadniczo należy do trudnych, trzeba się wykazać dużą dozą cierpliwości. Jako szef trzeba mieć umiejętności kierowania ludźmi, jednak nie można zapomnieć o tym, aby ich właśnie przede wszystkim słuchać. Rolą fryzjera jest wyczucie osoby, bo jeśli ktoś przychodzi po ciężkim dniu po to, aby się zrelaksować, to niekoniecznie mu się chce prowadzić rozmowę, ale są również ludzie, którzy przychodzą do fryzjera, aby się odprężyć, porozmawiać o sprawach prywatnych, tym bardziej że niektórych znamy już od kilkunastu lat i zdołała się wywiązać mała nić porozumienia.

Jeśli ma się swoich stałych klientów, to często możemy wpaść w pułapkę, w której razem z nimi się starzejemy. Takie zamknięcie nie wymusza na nas dodatkowej potrzeby na szkolenia. To pułapka i trzeba uważać, żeby w nią nie wpaść.

Moda

– Jako fryzjer mogę wyraźnie zaobserwować modę, która gościła u nas przez 20 lat. Sam siebie nazywam fryzjerem starej daty. Na początku królowała trwała ondulacja, dziennie „kręciliśmy po kilka głów” wszystko miało być do góry jak najwyżej. Jednak wielokrotne wykonywanie takiego procesu niszczyło włosy, do tego źle wykonany zabieg, za mocne wałki lub źle dobrany płyn i była tragedia. Nastąpił odwrót. Przyszła moda prostownice i wszystko musiało być na prosto. Później do mody weszły lokówki, dzięki którym kręcenie włosów mogło być stosowane w domach, raz na parę dni. Teraz obserwujemy z kolei eksplozję kolorów- to jest w tych czasach modne.
U chłopców kiedyś bardzo popularne były „grzybki”. Jeśli mężczyzna chciał podgolić sobie głowę na krótko, ludzie patrzyli na niego jak na kryminalistę, takich fryzur nie było. Teraz modne z kolei jest wygalanie boków. Wymusza to częstsze odwiedzanie salonu, bo wystarczy, że włosy troszkę odrosną i na głowie robi się chaos.
Najbardziej jednak uderzające jest to, jak zmieniła się chemia fryzjerska. Kiedyś paleta kolorów była o 1/3 mniejsza niż teraz. Wystarczyło pomieszać kolor ciepły z zimnym i już się wybijała zieleń, której raczej klientki nie chciały mieć na głowie. Trzeba było bardzo uważać.

Życie

– Kiedy rozmawiam z klientami, to wiele osób opowiada mi o swoich podróżach. Owszem ja też lubię zwiedzać, jednak nie zaliczam się do grupy globtroterów, ludzi, którzy jeśli tylko mogą sobie pozwolić wyjechać na koniec świata, to pakują plecak i to robią.
Wolę się skupić na zwiedzaniu Polski, bo nasz kraj jest duży jednak mało poznany. Uwielbiam słuchać opowieści moich klientów, dzięki, którym poznałem wiele mało znanych miejsc.
Fryzjerstwo jest z pewnością moją pasją, kiedy zastanawiałem się, co mógłbym robić w życiu, gdybym nie strzygł ludzi, to nie wiem… Nie wpadłem na nic. Jestem tak przesiąknięty tą pracą, że nie wyobrażam sobie robić czegoś innego.

Zabawne historie

– To może troszkę taki śmiech przez łzy, ale dla mnie zabawne było, jak przyszło mi pierwszy raz w życiu ostrzyc Afroamerykanina. Na początku myślałem, że mi serce wyskoczy i zawału dostanę, nie wiedziałem jak mam podejść do tego mężczyzny. Kiedy ten człowiek usiadł na moim fotelu, zastanawiałem się czym mam się zająć, ponieważ jego włosy już były bardzo krótkie. Kiedy chciałem chwytać włosy w moje palce, to one mi się tak zwijały, że nic poza nimi nie wystawało. Wtedy mój klient wyciągnął grzebień z kilkoma tylko ząbkami i przeczesał swoje włosy od tyłu do przodu i dzięki temu podniosły się troszeczkę do góry. Zabrałem maszynkę, jednak nawet ona nie chciała sobie dać rady z jego kręconymi włosami. To była dla mnie cenna nauka, jako fryzjerzy nigdy nie wiemy, jaki klient nam się trafi i jakie będą jego wymagania, dlatego tylko ciągłe doskonalenie swoich umiejętności i podnoszenie kwalifikacji to jedyna słuszna droga.

Pandemia

– Pierwsze dni po otwarciu to był okres wzmożonej pracy, ale zabawne jest w tym to, że to głównie emeryci przychodzili do naszego zakładu, czyli grupa, która była najbardziej narażona. Powoli klienci wracają, jednak mimo wszystko zauważalny jest spadek ruchu w salonie fryzjerskim. Wydaje mi się, że część osób odwleka swoją wizytę w obawie o swoje zdrowie.

Rady dla ludzi

– Firmy kosmetyczne zarzucają rynek produktami do włosów. Suplementacja owszem jest niezbędna, ale trzeba sobie najpierw zadać pytanie, czym odżywiać i jak? Jeżeli ktoś ma włosy suche i elektryzujące się, to pianka do włosów nie zawsze będzie najlepszym rozwiązaniem. Tak samo jest z szamponami. Teraz kiedy w zimie panuje sezon grzewczy, włosy szybko się przetłuszczają, najlepiej używać szamponów lekkich, bez silikonów, które przyczepiają się do głowy, bo później ta skóra jeszcze bardziej się przetłuszcza, gruczoły łojowe wariują i wytwarzają coraz więcej sebum, które co prawda jest ważne, ale nie w nadmiarze.

Złe używanie kosmetyków szkodzi, tak samo, jak używanie ich w o wiele większej dawce niż jest zalecana. Warto skonsultować się z fryzjerem przed zakupem produktu.

Wywiad przeprowadził: Sebastian Pękalski