Łukasz Solarski

Łukasz Solarski propaguje w całej Polsce idee Turkusowych organizacji – firm, które same się zarządzają. Razem z innymi lokalnymi liderami współtworzy cykl Turkusowe Śniadania, na których poszerza świadomość jak zmienić model funkcjonowania swojej firmy.

(NIE)ZWYKŁY dzień

– Wstaję o piątej rano i modlę się mniej więcej przez półtorej godziny, następnie czytam pół godziny Biblię i książkę, którą aktualnie przerabiam. Później jest czas na sesję porannych ćwiczeń i zdrowe śniadanie składające się z suplementów oraz banana i awokado. Równo o godzinie 8 zaczynam dzień pracy, do 10 sprawdzam maile, koryguje plan dnia i aktywnie przerabiam aktualne szkolenie. Od 10 czas na pracę operacyjną, czyli wykonywanie konkretnych rzeczy, które mają przybliżyć do realizacji planu na dany dzień, tydzień, miesiąc, rok. Po 16 hamuję pracę lub ją zakańczam, jednocześnie staram się być dostępny dla ważnych dla mnie osób. Po pracy dbam o relacje z ludźmi, modlę się, reaguję na to, co wydarzyło się w dotychczasowym dniu, czasem też robię też power nap, czyli półgodzinną drzemkę. Dzień kończę po 21-22 modlitwą, podsumowaniem planowaniem kolejnego dnia. To jest wzór działania, który ciągle ewoluuje.

Dom pod lasem

– Dekadę temu mieszkając dosłownie pod lasem na dalekiej prowincji, widziałem ludzi i ich zły stan wewnętrzny. Im starsi, tym było z nimi gorzej. Pewien autor poczytnych książek nazwał ten stan „życiem w cichej rozpaczy”. Nie wiedziałem jeszcze, co chcę zrobić, ale postanowiłem, że na pewno moje życie będzie inne i jestem gotów zapłacić za to każdą cenę. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że są grupy ludzi, którzy się rozwijają i, że świat jest inny niż tylko to, co widzę wokół. Byłem zdeterminowany, żeby zmienić moje życie za wszelką cenę. Kiedy dotarł do nas internet z Neostrady i mogłem popatrzeć na YT, co jest dalej za moim lasem a czego nie widać w telewizji, trafiłem w kręgi biznesu i rozwoju. Znacznie poszerzyła się moja perspektywa. Wiedziałem już, że są ludzie, którzy myślą innymi wartościami i bardzo chciałem się z nimi bardziej poznać, a racji, tego, że mieszkałem w domu rodzinnym, mogłem sobie pozwolić, aby po zakończonych studiach, w zasadzie 95% dochodów przeznaczyć na szkolenia (głównie wyjazdy).

Jako że pierwsze szkolenie było 3-krotnością mojej wypłaty, wziąłem na nie kredyt, ale potrzebowałem zmienić moją sytuację za wszelką cenę. Wtedy jeszcze nie było autostrad, więc droga do dużego miasta (akurat to był Wrocław) trwała około 12h, ale było warto, ponieważ poznałem prawdziwego anioła biznesu. To spotkanie to totalnie zmieniło moje myślenie.

Pomimo że przygotowałem się na nie, jak tylko mogłem najlepiej, to i tak nie wystarczyło. Mimo wszystko świadomość, jaką zyskałem, była kolosalna! Dało mi to poczucie, że muszę wyjechać z miejsca, gdzie się wychowałem. Po kilku latach od tamtego wydarzenia i ciągłego inwestowania w siebie doszedłem do punktu, kiedy żadna podwyżka ani inny argumenty personalny nie był w stanie mnie zatrzymać, tam gdzie byłem. Miałem pieniądze na dwa miesiące życia w największym i najbliższym mieście. Pierwotny plan był taki, że pojadę do Rzeszowa i przyjmuję propozycję pracy, którą dostałem od jednej z największych tamtejszych firm. Jednak tak się nie stało. W mentalności, w której wtedy żyłem, byłem przeświadczony, że to koniec mojego życia, nie miałem zamiaru wrócić tam, skąd wyjechałem, a perspektywa pracy marzeń się skończyła. Nie widziałem co dalej, więc wykorzystywałem czas dwóch miesięcy, jak tylko mogłem – najlepiej. Myślałem, że po prostu umrę z głodu (poważnie)!

Wpadł mi wtedy do głowy pomysł na założenie fanpage’a „60 dni życia” i z zaciekawieniem obserwowałem, gdzie poprowadzi mnie ta przygoda. W tym czasie odbyła się wielka konferencja biznesowa w Rzeszowie, na której ktoś mnie zaprosił do Wrocławia, żeby zrobić razem biznes. Razem z przyjacielem skorzystaliśmy z zaproszenia. Był pot, łzy i będę szczery – dużo alkoholu. Nowa sytuacja była dla mnie tak abstrakcyjna, że mój umysł miał problem z nadążaniem za tak wielką zmianą. W ciągu 60 dni z lasu trafiłem do Parku Technologicznego i miałem pierwszego inwestora. Samochód, którym przyjechaliśmy z całym naszym dobytkiem, sprzedaliśmy na jedzenie. Było ciężko, bardzo ciężko i bardzo kontrastowo również, bo jak połączyć organizowanie dużych eventów biznesowych z głodówką i brakiem gotówki?

Kiedyś to się nazywało rytuał przejścia, ale teraz nikt o tym nie pamięta. Przygody oglądamy na ekranie. W którymś momencie osiągnąłem tzw. sukces. Miałem dokładnie to po co wyjechałem. Pomimo tego, każdy dzień był gorszy od poprzedniego, nie wiedziałem dlaczego, ale teraz już wiem! Brakowało mi autentyczności i totalnie się zatraciłem w osiągnięciu mojego celu. Poznanie kim się jest i doświadczenie swojej autentycznej tożsamości to zupełnie coś innego niż osiągniecie celów finansowych. Doświadczyłem to i wiem, o czym mówię. Niestety, nadal jesteśmy karmieni ułudą bogactwa i nie sięgamy głębiej – do samego źródła tego, kim jesteśmy, jako ludzie. Zapewniam, że jesteśmy czymś innym niż maszynką do zarabiania pieniędzy, wytyczania i osiągania swoich celów!

Przełom w życiu

– Wyjazd do Wrocławia opisany powyżej jest dobrym wstępem, natomiast to, co było dalej, jest o wiele ważniejsze. Jeśli osiągniesz wszystko, co chcesz i nagle okazuje się, że jest to pustka. To jednym słowem masz „problem”. Nagle okazuje, że życie już jest bez sensu. Stan, który wtedy miałem można pewnie nazwać depresją, ale myślę, że to była bardziej duchowa śmierć i kompletny upadek moralny. Kiedy tracisz sens życia i wszelkie pieniądze, to cele przestają tracić sens.

Potrzebowałem czegoś nowego, odsprzedałem biznes i zacząłem rok poszukiwań, wyznając zasadę „Co Cię nie zabije to Cię wzmocni”, toteż nie przebierałem w środkach i metodach. Moim jedynym celem było wtedy dowiedzieć się, co ze mną jest nie tak. To był czas, kiedy nawiązywaliśmy relację z poważnymi inwestorami, ale wtedy naprawdę było mi to obojętne czy ta firma robi 3 miliardy obrotu — bo na spotkaniach byłem totalnie nieobecny. Gdyby nie mój przyjaciel to nic z tych rzeczy (biznesowych) wtedy by się nie wydarzyło. Tak czy inaczej, po około roku intensywnych poszukiwań i inwestowania niemal całego budżetu w nowe metody i techniki poszerzenia samoświadomości, zadzwonił do mnie kolega.

Kolega, którego znam, jako biznesowo zorientowanego człowieka, który wtedy akurat eksperymentował z pewną substancją chemiczną w sposób metodyczny (odpowiednie ilości i czas spożywania) tak, aby efekt był zawsze maksymalny. Widziałem zmiany w jego życiu, których nie chciałem, toteż odrzuciłem tę formę. Z zaciekawieniem odebrałem telefon, okazało się, że przedawkował i jak stwierdził „miał opętanie demoniczne”. Nie wiem, co wtedy pomyślałem, ale słuchałem dalej, bo byłem ciekaw, dlaczego dzwoni. Twierdził, że w trakcie, kiedy przedawkował i miał opętanie wołał do Jezusa i „Jezus mu to natychmiast wziął”. Po tej sytuacji zaczął badać, zagłębiać się w temat wiary i dzielić się ze mną tymi odkryciami podczas rozmowy telefonicznej. Powiedział mi o byłym charyzmatyku z Podlasia, który jeździ po Polsce i chrzci ludzi w Duchu Świętym. Pomyślałem wtedy, że „tego jeszcze nie brałem”.

Jak też pomyślałem, tak też zrobiłem. Pojechałem w Polskę, do miejsca, gdzie akurat ta osoba posługiwała i przyjąłem chrzest. Niby nic się nie stało, ale zmiany zaczęli zauważać wszyscy z mojego grona. W końcu ja sam przestałem się poznawać. Okazało się, że jak stare biznesowe przysłowie mówi – „jeśli coś jest głupie, ale działa to znaczy, że nie jest głupie”. Mam teraz jasny cel i do niego dążę, ale to zupełnie inny standard życia i stan ducha, jaki miałem do czasu, kiedy oddałem swoje życie Jezusowi.

Dlaczego Turkus?

– W tym momencie mocno pracuje nad sposobem swojego działania. To, co robię, zmienia się dość dynamicznie, tak samo, jak zmianie ulega jakość i styl tego, co robię. To na czym mi zależy to transformacja społeczna. Wizja jest prosta: życie w pełnej harmonii, samoakceptacji i zrealizowanym powołaniu. Jak? – Można to osiągnąć, wprowadzając turkusowy model działania w biznesie. Turkus zakłada 3 filary:

  1. samoorganizacja,
  2. sens istnienia,
  3. pełnia (autentyczność).

Samoorganizacja to zespół wielu narzędzi, systemowe podejścia do przywództwa. Sens istnienia powinna zapewnić wizja danej organizacji. Autentyczność to temat, który jest bardziej związany z duszą, głębią ludzkiego bytu. Skwantyfikowanie go i zamknięcie w jakiekolwiek ramy biznesu okaże się daremne, ponieważ człowiek sam dla siebie jest zagadką. Mam na uwadze, że szczególnie skupiam się na autentyczności, a wzór czerpię od Jezusa, który pomimo licznych represji był autentyczny i kwestionował społeczny status quo.

W moim odczuciu obecny biznes zakłada wiele masek, ludzie kwantyfikują szczęście przez pryzmat zarobionych pieniędzy, zapominając, że jeszcze 30 lat temu Polska była napędzana bardziej społeczną solidarnością niż ówczesną władzą czy pieniędzmi. Wierzę, że jako społeczeństwo jesteśmy gotowi przejść krok dalej w transformacji społecznej i wrócić do korzeni opartych na solidnych wartościach, a jednocześnie wykorzystać nasze szczególne cechy takie jak kombinowanie, waleczność i solidarność społeczną w pełnym poszanowaniu Boga.

Szczęście

– Kiedy widzę, że rzeczywiście komuś pomogłem w jego osobistym przełomie i realnie daje to wartości jego całej organizacji. Widzę coraz więcej świadomych liderów, którzy chcą oddać swoim współpracownikom więcej odpowiedzialności, jednak często nie wiedzą jak. Kiedy mogę pomóc jakiemuś liderowi wejść jego organizacji na drogę do turkusu, to jest to piękna chwila dająca wiele satysfakcji.

Gdzie można Cię spotkać?

– Sky Tower i okolice. A także turkusowe śniadania, które organizuję we Wrocławiu. W czwartki pomagam bezdomnym w ramach Coffe House i kościoła ulicznego. W niedzielę jestem we wspólnocie Słowo Życia na Sołtysowicach.

Wywiad przeprowadził: Sebastian Pękalski