Prof. Jan Miodek

Pan Profesor Jan Miodek, ikona polskiej polonistyki, niewątpliwie jeden z symboli Wrocławia. Jednak nie od samego początku Pan Profesor był związany z Wrocławiem. Urodził się w 1946 roku, w Tarnowskich Górach. Jak sam przyznaje jako jedynak wychowany w spokojnej atmosferze, nie chciał chodzić do przedszkola, w którym zwyczajnie było zbyt głośno. Tak więc do szkoły poszedł w wieku 6 lat, a maturę zdał w wieku 17 lat. Jak wspomina, w szkole był uczniem piątkowym, a na maturze jedyna czwórka była z matematyki. Już w połowie szkoły średniej Pan Profesor wiedział, że chce rozwijać się w kierunku, który będzie dla niego przyjemnością. Myślał o ścieżce dziennikarskiej, dlatego też wybór padł na polonistykę we Wrocławiu. Chociaż wspominając maturę, Pan Profesor opowiedział mi jak ówczesny dyrektor szkoły Pan Stanisław Książek, po maturze polecał, aby zamiast Wrocławia, wybrał Politechnikę Gliwicką. Ówczesny „Janek” nie posłuchał swojego dyrektora i wybrał Wrocław. Po przyjeździe do Wrocławia Pan Profesor od razu poczuł się bardzo dobrze, powiedział, że uważał to miasto za swoje i dziwił się, że ktoś mógł się w nim czuć nieswojo, niepewnie.

Stabilizacja plusem pandemii

– Zauważyłem, że będąc już od 5 lat na emeryturze, moje życie znacząco zwolniło. Jednak nawet w momencie przyzwyczajenia się do tak spokojnego życia, brakuje mi tych dwóch tygodniowych wykładów na placu Nankiera. Sytuacja pandemiczna ma swoje zalety, ponieważ mam teraz czas, aby codziennie móc spacerować wałami nadodrzańskimi wraz ze swoją małżonką. Ponadto człowiek w obecnej sytuacji prowadzi bardziej ustabilizowane życie, co z pewnością pozytywnie wpływa na zdrowie. Jednak chce się powiedzieć –„A niech już to ustabilizowanie sobie wreszcie pójdzie, żebym mógł normalnie i nie tak stabilnie żyć”. Bez wątpienia, najbardziej brakuje mi w czasie pandemii ludzi, niebania się ludzi. Obecny czas jest do przeżycia, przy dzisiejszej technice i warunkach komfortu nie możemy się nawet porównywać do ludzi, którzy jeszcze ok. 80 lat temu musieli znosić realia wojny. Nasza izolacja jest niczym, w porównaniu z koniecznością ukrywania się po skrytkach węglowych w czasie okupacji.

Kolejne pokolenie studentów

– Współcześni studenci są z pewnością mniej erudycyjni, natomiast posiedli takie umiejętności, o których nie śniło się mojemu pokoleniu czy pokoleniu starszemu. Pewnego razu jeden z kolegów z katedry przyszedł i z oburzeniem mówił, że „oni nic nie wiedzą”. Doktor ten oburzony zarzucił swoim studentom, że nic nie wiedzą, na co oni mu odpowiedzieli, że na większość pytań są w stanie odpowiedzieć po kilku chwilach spędzonych w Internecie. Zauważmy, że ludzkość wraz z wynalezieniem druku znacząco pogorszyła swoją pamięć, a wynalezienie współczesnej technologii jeszcze bardziej nie motywuje nas do zapamiętywania. Natomiast współcześni studenci zdecydowanie lepiej posiedli umiejętności władania językiem obcym niż pokolenia studentów przed nimi.

Dodatkowo każde pokolenie ma prawo być inne, ma prawo życie przejść po swojemu. Tym bardziej że nigdy nie spotkałem się z jakimś wyjątkowo niekulturalnym zachowaniem ze strony obecnych studentów. Jeśli chodzi o szacunek, to niczym nie różniły się kolejne pokolenia studentów. Nie mam żadnych obyczajowych „zastrzeżeń”.

Zajęcia na uczelni

– Kiedy prowadzę zajęcia ze studentami, czuję się „jak ryba w wodzie”, chociaż kiedy udawałem się na swoje pierwsze ćwiczenia na Uniwersytecie w 1968 roku, to przyznaję, że czułem pierwszy i jedyny raz drżenie łydek. Dodatkowo pewniej czuję się przy dużych audytoriach, to znaczy im większe audytorium, tym czuje się lepiej. Stąd też, gdy przechodziłem na emeryturę i miałem możliwość poprowadzenia jakichś zajęć, wybór był prosty. Wziąłem wykłady, na których czuję się najlepiej.

Przyznam się jednak, że uczucie pełnej pewności i swobody słabnie w momencie, gdy wśród słuchających znajduje się ktoś znajomy lub z rodziny. Szczególnie czuję się speszony, gdy na sali znajdował się któryś z dawnych nauczycieli. Byli studenci mnie nie peszą wcale, ale kiedy pojawiał się w sali dawny nauczyciel, to było zupełnie inaczej.

Mimo że na zajęciach akademickich czuję się wyśmienicie, to przy okazji uroczystości rodzinnych jestem zazwyczaj „milczkiem” przy stole. Co więcej, przed maturą byłem raczej nieśmiałym chłopcem, który nigdy nie podjąłby się roli solisty przed publicznością, a dzisiaj jestem solistą Sygit Band.

Ulubione miejsce we Wrocławiu

– Od zawsze byłem związany z Północną częścią miasta, gdzie moim pierwszym miejscem zamieszkania była sublokatorka przy ulicy Szczytnickiej. Do dzisiaj zamieszkuję cześć północną, chociaż od zawsze ciągnęło mnie w stronę południa, gdzie już za czasów studenckich udawałem się w „zolyty” do swojej obecnej żony. Mówiąc o ulubionych miejscach, muszę wspomnieć o Ostrowie Tumskim, Bulwarach Nadodrzańskich i oczywiście placu Nankiera, który dla mnie jest „drugim domem”. Chociaż w czasie pandemii upodobałem sobie nadodrzańskie wały, które zapewniają pewną odskocznię od rzeczywistości pandemicznej.

Chór Uniwersytetu Wrocławskiego

– W czasie pobytu w wojsku, gdzie dosłużyłem się stopnia plutonowego podchorążego, pojawił się dyrygent chóru uniwersyteckiego Pan Mieczysław Matuszczak, który zachęcał do dołączenia do chóru. Wiadomością nie przejąłem się zbytnio. Dopiero po powrocie do cywila stwierdziłem wraz ze swoim współlokatorem, że spróbujemy. Ostatecznie wśród nas znalazła się czwórka chętnych. Z racji tego, że z całej czwórki miałem najkrótsze nazwisko, to wołano no nas „Miodki”. Było to w połowie 3 roku. Pod koniec 3 roku do chóru dołączyła „mała Tereska” z roku, która za 2 lata zostanie moją żoną. Kolejno z żoną występowałem w chórze Gaudium. Po drodze zaliczyłem również występ w Opolu jako członek grupy „Kabaret wycior”.

Występowanie w chórze dało podwaliny pod przyszłą karierę artystyczną, to znaczy w zespole Sygit Band. Tworzy go grupa muzyków, lekarzy, ekonomistów, inżynierów, którzy po studiach połączyli swoje siły, zakładając zespół. Chociaż to nie jedyne pole, gdzie mogłem zaprezentować swój wokal, bo całkiem niedawno przy okazji kończenia 70 lat zaśpiewałem „Pyk pyk z fajeczki” z samym zespołem pieśni i tańca „Śląsk”.

Wywiad przeprowadził: Dawid Wrzesiński