Roland Okoń

Roland Okoń, urodzony w 1973, absolwent Politechniki Wrocławskiej na kierunku Architektura, a także University of Technology w Delft, w Holandii. Jednak jako ścieżkę kariery wybrał fotografię. Dwukrotny zdobywca III nagrody Playboy Photoerotica w 2014 i w 2016 roku oraz kategorii portrety w 2014 roku w Viva Photo Awards. Jest również twórcą projektu Vegetarian Calendar, a jego zdjęcia zdobiły strony takich gazet jak „Gazeta Wyborcza”, „Playboy” czy „Polityka”.

W młodości wybrał Pan architekturę jako „ścieżkę kariery”, dlaczego nie poszedł Pan w tę stronę?

– Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć, a może łatwo? Dawno na ten temat nie myślałem. Studiowałem architekturę na specjalizacji planowanie przestrzenne, ponieważ było to w moim kręgu zainteresowań. Specyfika pracy była jednak inna od mojego ówczesnego wyobrażenia. Praca nad jednym projektem jest bardzo długim procesem trwającym nawet do roku czasu, ja wolałem znaleźć coś, co dawałoby satysfakcję znacznie szybciej. W trakcie studiów na uczelni pojawił się internet i komputery. Zafascynowany nowinkami technicznymi, starałem się zgłębić wiedzę na ten temat i w taki sposób rozpoczęła się moja przygoda z grafiką.

Czy to właśnie zainteresowanie technologią zaprowadziło Pana do Holandii, do miasta Delft, gdzie studiował Pan na Delft University of Technology?

– Nie do końca. W trakcie studiów chciałem przeżyć przygodę, pojechać na stypendium za granicę. Miałem do wyboru dwa kraje Wielką Brytanię lub Holandię. Ze względu na to, że Holandia była bliżej, a to umożliwiało mi kontynuację grania w zespole, wybrałem ten kraj.

Może zaczniemy moją historię od początku. Na początku była muzyka. Jest to moja największa miłość.

Dlaczego zatem nie zdecydował się Pan pójść w stronę muzyki?

– Jak na tamte czasy, uważam, że dużo osiągnąłem. Graliśmy z zespołem muzykę, która nie do końca wpisuje się w teraźniejsze trendy, ale udało nam się zagrać w ciągu pięciu lat ponad 150 koncertów. W Polsce i nie tylko. Wyjeżdżaliśmy do Czech, Niemiec i do Holandii, co na tamte czasy było dużym osiągnięciem. Graliśmy w Jarocinie i na wielu innych festiwalach. Wydaliśmy płytę. Jednak po jakimś czasie wypaliłem się. Byłem zmęczony, ponieważ dużo ode mnie zależało w zespole, między innymi byłem współautorem wszystkich utworów, a także pełniłem funkcję managera. Zbyt dużo pracy przytłoczyło mnie, co wbiło pierwszy gwóźdź do trumny naszemu zespołowi. Po moim powrocie z Holandii nasz basista miał wypadek samochodowy, co było dla nas kolejnym ciosem. To wszystko doprowadziło do tego, że zespół zawiesił działalność, a kiedy spotkaliśmy się wszyscy po roku, ciężko było złapać ponownie tę energię. To był pierwszy etap mojego życia, który uświadomił mi, że potrzebuję robić w życiu rzeczy twórcze, aby być szczęśliwym. Zdecydowałem się, by podjąć pracę jako projektant grafiki.

Jeżeli jeszcze możemy wrócić do zespołu, grał Pan na instrumencie czy raczej można było Pana usłyszeć na wokalu?

– Śpiewałem na drugim wokalu i grałem na gitarze.

Przygoda z grafiką, jak to się rozpoczęło?

– Projektowanie graficzne było fascynujące i sprawiało mi ogrom satysfakcji. Było to coś nowego, powstał internet, a co za tym idzie, ludzie zaczęli zamawiać strony internetowe. Komunikacja wizualna stawała się coraz ważniejsza. Było co robić. Prowadziłem swoją firmę i zbudowałem fajny zespół, ale pojawiła się nuda, zmęczenie a przede wszystkim strach, że zostanę przykuty do komputera na resztę życia. Zacząłem się więc zastanawiać, co kreatywnego mógłbym jeszcze robić. Z racji tego, że na co dzień posługiwałem się programem Photoshop i korzystałem z wielu stockowych zdjęć w mojej pracy, pomyślałem, że może od czasu do czasu będę potrafił wykonać takie zdjęcia sam. Byłoby to ciekawe uzupełnienie mojej pracy, a także szansa na wyjście zza biurka. W zamyśle miała być to pasja na pół etatu, jednak po trzech latach zdecydowałem, że chcę już tylko fotografować i tak jest do dzisiaj.

Czarno-białe fotografie

– Mogę powiedzieć z punktu widzenia fotografa o kolorze, a raczej z punktu widzenia biznesmena o mojej praktyce jako fotograf. Zdecydowałem się promować siebie poprzez sztukę, bo dzięki temu mam takie same szanse jak fotograf w Londynie, Nowym Jorku czy w Sydney. Początkowym moim celem było jednak wykonywanie zdjęć reklamowych. Dalej tak jest i czasem również takie wykonuję, ale zdecydowałem się, by postawić na sztukę. Fotografowie reklamowi w dużych miastach mają więcej szans na zbudowanie portfolio, ze względu na większą ilość ciekawych zleceń i idące za tym większe pieniądze. Ja zdecydowałem się pójść na skróty, wybierając fotografowanie artystyczne i dlatego mogłaś zauważyć na mojej stronie głównie zdjęcia czarno-białe.

Czy jest może modelka, którą z chęcią widziałby Pan przed swoim obiektywem?

– Jak zostaje zadane pytanie „z jaką modelką z chęcią wykonałbym sesję?”, zawsze odpowiadam Kate Moss, natomiast jeżeli chodzi o markę, nie wiem. Może Pirelli? Jednak uważam, że najlepiej współpracowałoby mi się z markami perfum, bądź biżuterii.

W jaki sposób inspiruje Pana Wrocław?

– Wrocław inspiruje mnie w taki dzień jak wczoraj, kiedy było słonecznie i mogłem pojeździć na rowerze wzdłuż Odry. Jestem związany z tym miastem. Znam tu dużo ludzi i podoba mi się to, że nie jest to tak duże miasto i wychodząc z domu, zawsze mogę spotkać kogoś znajomego.

Ulubione miejsce we Wrocławiu

– Jest dużo takich miejsc. Mieszkam teraz niedaleko Parku Stanisława Tołpy i bardzo lubię tam spędzać wolne chwile. Do moich ulubionych też śmiało mogę zaliczyć Stare Miasto, jak i wszystkie tereny nad Odrą.

Za nami już piąta edycja Vegetarian Calendar, w którym znajdują się fotografie Pańskiego autorstwa, przedstawiające akty kobiet, wegetarianek i weganek. Skąd pomysł na promowanie weganizmu pięknem kobiecego ciała?

– Jestem fotografem i najlepiej mi to wychodzi, a każda działalność, która prowadzi do rozmowy o wegetarianizmie i weganizmie, jest dobra. Nawet nazwa kalendarza jest wystarczającym punktem do rozmowy o tym, dlaczego warto zmienić swój styl życia. Ja pokazuję, że warto.

Czy ma Pan swoje ulubione zdjęcie, z którym wiąże się jakaś historia, sentyment?

– Za każdą fotografią stoi jakaś historia i nie ma tej jedynej. Można powiedzieć, że ta jedyna to jest ta, którą zrobiłem przed chwilą. Jakbym miał cofnąć się w przeszłość i wybrać najważniejszą, byłoby to niewykonalne. Nie jest nią ta pierwsza, a ta ostatnia.

Jakie rady dałby Pan młodym fotografom?

– Przede wszystkim, żeby miał zawsze aparat przy sobie. Jednak fotografia jest to bardzo szeroki wachlarz tematów, począwszy od martwej natury, krajobrazu poprzez portret, modę, zdjęcia reklamowe a kończąc na reportażu czy całkowitej abstrakcji. Ciężko udzielić jednej rady dla fotografa abstrakcyjnego i martwej natury. Jedno co może być dobrą wskazówką dla wszystkich to to, by być wytrwałym, konsekwentnym i robić zdjęcia w każdej możliwej chwili.

Ludzie sztuki bardzo często starają się tworzyć ją na różne sposoby. W Pana wypadku była muzyka, teraz fotografia. Czy próbował Pan swoich sił również w innych gałęziach artyzmu?

Od kiedy zaczął się lockdown i zostałem w domu, zacząłem malować, ale nie pokażę. Uspokajam się przy tym, jak i czerpię z tego satysfakcję. Pierwszy raz powiedziałem sobie, że nie muszę czegoś robić dobrze.

Wywiad przeprowadziła: Zuzanna Niemasz